Wolni z wolnymi, równi z równymi i zacni z zacnymi.

Rex regnat et non gubernat

  • Thomas Jefferson

    Kiedy obywatele obawiają się swojego rządu, jest to tyrania. Gdy to rząd obawia się obywateli, mamy do czynienia z wolnością.
  • Paweł Jasienica

    liberum veto nie wynikało ze zbiorowego obłędu ani z wrodzonego instynktu anarchicznego. Było logicznym, tak! zupełnie logicznym ukoronowaniem ustroju, gwarancją jego bytu.

    Skoro państwo przemienione zostało w rzeszę samodzielnych domen magnackich, to zasada głosowania większością stała się nie do przyjęcia.

    Magnat – dajmy na to wielkopolski – natychmiast utraciłby swą przez antenatów uzyskaną pozycję, gdyby musiał podporządkować się prawu uchwalonemu przez Małopolan i Litwinów.

    Dla niego liberum veto było naprawdę „źrenicą wolności”, pojmowanej jako faktyczna suwerenność.

  • Jan Zamoyski

    Rex regnat sed non gubernat.

    Król panuje, ale nie rządzi.

    Wybieramy królów viritim, bo nikt z nas nie uznałby władzy królewskiej u kogokolwiek, jeśliby mu wpierw na elekcji sam nad sobą tej władzy nie nadał.

    fragment przemówienia sejmowego z 1575

  • Stefan Batory

    Ja panuję nad ludem, a Bóg nad sumieniami. Trzy albowiem są rzeczy, które Bóg zachował sobie: z niczego coś stworzyć, przyszłość przewidzieć, sumieniami władać.

    Królem jestem ludzi, nie sumienia.

  • Soren Kierkegaard

    Są dwa sposoby w jakie człowiek może dać się ogłupić. Pierwszy to uwierzyć w rzeczy nieprawdziwe. Drugi, to nie wierzyć w prawdziwe.
  • Ayn Rand

    Jako że nie istnieje taki byt, jak “społeczeństwo”, ponieważ społeczeństwo to pewna liczba indywidualnych jednostek, zatem idea, że “społeczny interes” jest ważniejszy od interesu jednostek, oznacza jedno: że interes i prawa niektórych jednostek zyskuje przewagę nad interesem i prawami pozostałych.
  • Ludwig von Mises

    Nie ma w naturze niczego, co można by nazwać wolnością. Pojęcie wolności zawsze odnosi się do stosunków między ludźmi.

  • Jan Kochanowski

    Cieszy mię ten rym: Polak mądry po szkodzie. Lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie, Nową przypowieść Polak sobie kupi Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.
  • Zbigniew Herbert

    Chciałbym nareszcie wiedzieć gdzie kończy się wmówienie a zaczyna związek realny czy wskutek przeżyć historycznych nie staliśmy się psychicznie skrzywieni i na wypadki reagujemy teraz z prawidłowością histeryków czy wciąż jesteśmy barbarzyńskim plemieniem wśród sztucznych jezior i puszcz elektrycznych
  • Strony

Pochodzenie Piastów

Posted by pupilla libertatis w dniu 25 grudnia 2022

Różne są koncepcje zlokalizowania „kolebki” Piastów. Większość autorów unika tego problemu, bo przecież nie mamy na ten temat żadnej wiarygodnej informacji źródłowej. Niektórzy jednak odważ nie próbują się z nim zmierzyć. Na przykład Andrzej Buko (1999; 2005: 173–176) od lat konsekwentnie uznaje Kalisz za miejsce na rodzin Mieszka, ponieważ tamtejszy gród „plemienny” jako jedyny nie został spalony w trakcie poszerzania domeny piastowskiej.

Gród położony był wśród rozlewisk Prosny, które w naturalny sposób podnosiły obronność grodu

W X – XI wieku dokonano znacznych zmian w rozplanowaniu grodu. Osadę podzielono na część sakralną i część rezydencjonalno-administracyjną. Funkcje mieszkalne i gospodarcze, jak rzemiosło czy handel, przejęły liczne osady otwarte na Zawodziu i Starym Mieście

Kaliski Gród Piastów Zawodzie

Z kolei Zofia Kurnatowska (2002: 64) wskazuje na Giecz, gdyż to „jedyny z pięciu głównych grodów wczesnopiastowskich ziemi gnieźnień skiej, sięgający swoimi początkami niewątpliwie IX wieku”.

miejsce grodu, leżącego na półwyspie nie istniejącego już dzisiaj jeziora, przez które przepływała niewielka rzeka Moskawa. Stwarzało to mieszkańcom dobre warunki do obrony. Wśród grodów piastowskich jest on jedynym, jak dotąd, przykładem grodu o poświadczonej archeologicznie tradycji sięgającej okresu przedpaństwowego (lata 60. IX w.). U schyłku lat 20. X w. przebudowano stare plemienne umocnienia, poszerzając podstawę wału i licując go kamiennym płaszczem

Giecz

W rzeczywistości wiemy tylko, że w drugiej ćwierci X wieku w centralnej Wielkopolsce wzniesiono od podstaw lub przebudo wano (to przypadek Giecza i Moraczewa) co najmniej osiemnaście silnie umocnionych grodów – „wyznaczają [one] funkcjonalno -przestrzenną sieć z grodem gieckim we wnętrzu, która obejmowała stosunkowo niewielki obszar (około 5000 km2)” (Kara 2009: 273).

… został zbudowany przez ojca Mieszka I – Siemomysła. Prace ukończono około 940 roku, czyli dokładnie w tym samym roku, w którym zostały wybudowane grody w Gnieźnie, Gieczu oraz Lądzie. Gród ten był nieduży, posiadał jednak potężny wał o konstrukcji drewniano – ziemnejsięgający kilku metrów.

Półwysep Szyja, wcinający się głęboko w wody Jeziora Bnińskiego w Bninie

Najlepiej poznane inwestycje z tego czasu to grodziska w Bninie (z lat 938–940), w Gieczu (z lat 925 i 940), w Górze koło Pobiedzisk, w Grzybowie (z lat 915–922, rozbudowane w latach 939– –942), w Kłecku i Lądzie (po 926 i w 940 roku), w Moraczewie (druga ćwierć X wieku), w Gnieźnie (940 rok), na Ostrowie Lednickim (po 921/928 roku) i w Poznaniu (faza IA po 923 roku, faza IB po 943 roku).

„Nagłe” skupienie na małym obszarze tych kilkunastu inwestycji grodowych o spójnej chronologii, otoczonych potężnymi wałami wzniesionymi w podobnej technice, oraz rozbudowa wokół tych grodów zaplecza aprowizacyjno-produkcyjnego osadnictwa wiejskiego wskazują na dobrze zaplanowaną i konsekwentnie zrealizowaną akcję wyznaczenia i zabezpieczenia spójnego terytorium o jednolitej infrastrukturze zarządzania.

Ten plan wprowadził w ży cie jakiś poprzednikMieszka, według dostępnych źródeł – Siemomysł. Wsparła go zapewne jakaś grupa (przypuszczalnie rodzinna), która w centrum Wielkopolski stworzyła małą, lecz dobrze zaprojek towaną domenę.

Jej członkowie już wcześniej musieli mieć na tyle szeroką władzę i wiedzę, że byli w stanie zrealizować tak kosztowny i czasochłonny projekt.

Niestety, dzisiejsza nauka jest bezradna wobec pytania o źródło władzy i wiedzy, które wykorzystano, aby zmusić lub przeko nać duże masy ludzi do podjęcia tak wielkiego wysiłku budowlanego.

Brak w środkowej Wielkopolsce wcześniejszych śladów takich umiejętności, ale też niezbędnej bazy demograficzno-gospodarczej sprawia, że trzeba przyjąć, iż nastąpił wówczas „import” know-how, a zapewne również specjalistów-wykonawców, których Kurnatowska (2002: 71) wywodzi z południowej Wielkopolski.

Nie sposób jednak ustalić, kim byli sami pomysłodawcy i nadzorcy tego wielkiego przedsięwzięcia oraz w jaki sposób zdobyli potrzebne środki finansowe, teoretyczną wiedzę projektową i umiejętność nadzoru logistycznego.

O tym, że dysponowali znaczną siłą nabywczą, świadczy na pływ przedmiotów luksusowych, które pojawiły się w centralnej Wielkopolsce właśnie w okresie wielkich inwestycji infrastruktu ralnych (Kara 2009: 254). Nagłość otwarcia się na świat dobrze ilu struje chronologia znalezisk srebrnych, wskazująca, że aż do około 930 roku w Wielkopolsce nie zdeponowano ani jednego „skarbu” z monetami arabskimi, które w tym czasie docierały już przez Ruś na Podlasie (Adamczyk 2012a: 2–3).

Ten szlak handlowy przedłużo no dopiero w czwartym dziesięcioleciu X wieku, kiedy srebro, przez Mazowsze, dotarło do Wielkopolski – pochodzące ze Wschodu dirhamy samanidzkie pojawiły się wtedy na terenach leżących nad środkową Wartą, nad Prosną i w dorzeczu Obry.

W latach 40. i 50. nastąpiło „przesunięcie [zasięgu napływu srebra] na obszary poło żone na północ i północny zachód od środkowej Warty” (Adam czyk 2012a: 5). Te znaleziska skupiły się właśnie w ziemi gnieź nieńskiej – „najstarsze z nich zostały ukryte najwcześniej po roku 934/935, a najpóźniej po roku 961” (Kara 2009: 261, 263, ryc. 89).

Od połowy X wieku dirhamy napływały do Wielkopolski z Pomorza, co dowodzi, że Wielkopolanie nawiązali wówczas stosunki handlo we z mieszkańcami terenów leżących nad dolną Odrą i dolną Wisłą (Adamczyk 2012b). Depozyty srebra odnalezione w Wielkopolsce świadczą o intensyfikacji jej kontaktów ze światem zewnętrznym. Budowniczo wie wielkich grodów zaczęli bowiem sprowadzać także luksusowe towary będące symbolem wysokiego statusu społecznego: ozdob ne grzebienie, norweskie osełki fyllitowe, paciorki ze szkła, bursztynu, karneolu i kryształu górskiego oraz broń i oprzyrządowanie jeździeckie (Kara 2009: 257).

Wspomniane znaleziska srebra można skojarzyć z podaną przez Ibrahima ibn Jakuba informacją, że Mieszko opłacał swoich drużynników „mitkalami”, czyli moneta mi lub kruszcem odważanym.

Wydaje się, że przez większość X wieku najsłabsze kontakty łączyły Wielkopolskę z państwem wschodniofrankijskim. To uzasadnia, dlaczego królestwo „niemieckie” przeoczyło koncentrację na tym obszarze niebezpiecznej w przyszłości siły polityczno-militar nej.

Pewne wytłumaczenie może też stanowić fakt, że Wielkopolska znajdowała się wówczas poza wschodnią strefą bezpośrednich inte resów saskich, które skupiały się na Połabiu i w Czechach. Enklawa piastowska, dobrze skryta za intensywnie chrystianizowanym Po łabiem i za księstwem czeskim, rosła w siłę aż do lat 60. X wieku, kiedy Mieszko I rozpoczął ekspansję dyplomatyczną i militarną.

Jak napisał Michał Kara (2009: 271, 285): „wyróżniony na zie mi gnieźnieńskiej najstarszy grodowy horyzont kulturowy, pocho dzący z 1. połowy X–początku 2. połowy X wieku, ujawnia wyraźne zapożyczenia z kultury elit strefy nadbałtyckiej, po części też z eli tarnej kultury strefy tzw. południowej, która czerpała z dorobku Wielkich Moraw”.

Wskazanie tych dwóch kierunków napływu im portów każe wrócić do omawianego już handlu niewolnikami, którego naddunajskie centrum przestało istnieć na początku X wieku, po rozbiciu przez Madziarów państwa książąt wielkomorawskich.

Może ten ślad pozwoli rozwiązać zagadkę „nagłego” pojawienia się państwa wczesnopiastowskiego i ustalić pochodzenie jego pierw szego historycznego władcy?

Organizacje terytorialne o sprawnie funkcjonującej infrastrukturze nie powstawały w pustce polityczno-gospodarczej i z woli jednego człowieka odznaczającego się geniuszem politycznym, który tak jak ojciec(?) Mieszka w ciągu ćwierćwiecza zbudował swoje państewko z niczego. Realizacji tego projektu, skomplikowane go planistycznie, technicznie i logistycznie, mógł podjąć się zespół odpowiednio przygotowanych osób, mających właściwą wiedzę, doświadczenie i środki niezbędne do jego sfinansowania.

Gdzie zdobyli tę wiedzę i umiejętności oraz skąd przybyli ludzie, którzy „wdrożyli gotowy już wzorzec państwowy” (Kara 2009: 288) – to pytanie o podstawowym znaczeniu dla rozważań na temat ko rzeni państwa wczesnopiastowskiego i niezwykłego sukcesu, jaki odniosło.

Jego twórcy na pewno posiadali rozległą wiedzę i od początku mieli ambitne plany, o czym świadczą potężne wały grodów wielko polskich. Nie wiadomo też, jakie to „Zagrożenie zewnętrzne wywołało potrzebę stałych miejsc obronnych, tj. grodów” (Labuda 2002:49).

Kto ich potrzebował? Głównie ludzie, którzy chcieli dobitnie po kazać swoją przewagę. Te grody nie były ośrodkami produkcyjno -handlowymi, lecz miały stanowić jednoznaczny symbol siły, miały zmiażdżyć konkurentów politycznych samą swoją wielkością i ode brać im jakąkolwiek ochotę do ataku.

Szczególną rolę odgrywał niewątpliwie prestiż społeczny i zało życielski akt kreacji nowego krajobrazu kulturowego, równoznaczny z ustanowieniem nowego ładu.

Z powodów logistycznych „decyzję o budowie grodu podjąć mogła tylko większa społeczność osiadła” (Kara 2009: 213), ale projekt i jego wykonanie nadzorowała zapewne wąska elita rządząca, świadoma strategicznego celu społeczno-politycznego. Nie można chyba mówić o wyłącznie przymusowym charakterze prac budowlanych; przynajmniej częściowo udział w tym „wspólnym” przedsięwzięciu mógł być dobrowolny.

Można bowiem sądzić, że realizacja imponującego wizualnie projektu stanowiła przedmiot dumy lokalnych społeczności, oraz podejrzewać, że zespoły budowlane, pracujące równolegle w kilku miejscach, konkurowały ze sobą.

Ten wielki projekt budowlany pełnił jeszcze jedną ważną funkcję. Spowodowane wzrostem popytu na drewno budowlane odlesie nie dużych połaci puszczańskich tworzyło bowiem nową przestrzeń dla osadnictwa i działalności rolno-produkcyjnej.

Na tej przestrzeni następowało sugerowane przez archeologów zagęszczanie osad wokół grodów, a to powodowało, że zwiększała się liczba ludności produkcyjnej, potrzebnej doraźnie do budowy grodów, a perspektywicznie – do uprawy ziemi, świadczenia rozmaitych usługi „służby” wojskowej.

To inteligentnie uruchomione sprzężenie zwrotne potwierdza, że była to akcja świetnie zaplanowana i zorganizowana oraz przeprowadzona z żelazną konsekwencją. Oznaką tej akcji było zapewne zniszczenie lokalnych grodów w południowej Wielkopolsce i rozrzedzenie tamtejszej sieci osadni czej, które zbiegło się z zagęszczaniem osadnictwa w centrum domeny piastowskiej już od połowy X wieku (Kurnatowska 2002: 76, 113 i n.).

Trudno oczywiście dokładnie zinterpretować każdy pojedynczy przypadek, ale równoczesność podobnych zdarzeń można uznać za wskaźnik procesów o znaczeniu ponadlokalnym. Tak właśnie było w Wielkopolsce, nie tylko w jej centrum, ale także na obrzeżach, gdzie zachowały się „Ewidentne ślady podboju terenów środkowego i górnego Nadobrza oraz ziemi lądzkiej” (Kara 2009: 288).

W pierwszych dekadach X wieku na południu, tj. na terenach nadobrzańskich i zawarciańskich, pożary zniszczyły grody w Bruszczewie, Siemowie i Spławiu. Fakt, że żadnego potem nie odbudowano, można uznać za dowód trwałej likwidacji tamtejszych struktur władzy lokalnej.

Kolejne akcje ekspansywne zostały podjęte około połowy X wieku. Mieszkańców podbitych terenów sprzedawano w niewolę albo przesiedlano do centralnej Wielkopolski, gdzie otoczenie osadnicze grodów tworzono „z ludności obcej […] jak też z ludności miejscowej” (Kara 2009:274).

Podobne działania prowadzono także na kierunku północno-zachodnim, o czym świadczy to, że w Wielkopolsce „wyraźnie zaznacza się udział ludności pochodzącej z Pomorza bądź z ziemi Wieletów” (Kurnatowska 2002: 114).

Być może są to ślady łupieżczych wypraw na sąsiednie obszary, organizowanych przez przodków Mieszka, którzy nie tylko zdobywali wówczas doraźne łupy (np. broń i narzędzia pracy), ale również niszczyli infrastrukturę konkurencji politycznej. Ponadto uprowadzali ludzi, a następnie przesiedlali ich na swój teren bądź sprzedawali.

Ważną zdobyczą były także zwierzęta hodowlane, które umieszczano w nowo powstających osadach rolnych. Oczywiście, taka rabunkowa eksploatacja sąsiednich ziem nie mogła skupiać się tylko na jednym kierunku. Był to mechanizm samonapędzający się, ponieważ im więcej ludzi agresor przesiedlił na swoje terytorium, tym bardziej rosła jego siła i tym bardziej słabli jego przeciwnicy. To swoiste polityczno-militarno-gospodarcze sprzężenie zwrotne musiało zostać jakoś uruchomione.

Ktoś wykonał pierwszy krok, a potem kon sekwentnie kierował kolejnymi ruchami, pilnując, żeby koszty intensywnej mobilizacji militarnej, która odciągała część ludzi od budowy grodów i pracy na roli, nie przekroczyły zysków w postaci umacniania się podstaw demograficzno-gospodarczych władzy centralnej.

Historyczna mapa Wielkopolski w epoce piastowskiej wykonana przez Dr. T. Szulca i

Świadectwa archeologiczne wskazują, że wielkopolska domena piastowska została zbudowana przez jakiegoś poprzednika Mieszka, o którego imieniu i dokonaniach zdawkowo informuje (na wpół) legendarny przekaz Anonima Galla.

Możemy tylko przypuszczać, że „tradycja dynastyczna przedstawiona w Kronice mogła powstać na podstawie opowieści żywych wśród polskiej arystokracji świeckiej, jednak ostateczny kształt nadano jej w środowisku wyższego duchowieństwa” (Wiszewski 2009: 364).

Weryfikacja treści tego przekazu jest właściwie niemożliwa; stanowi on głównie punkt wyjścia analiz tradycji narracyjnych (np. Banaszkiewicz 1986).

Z podobną sytuacją muszą pogodzić się mediewiści czescy, którym Kosmas (I, 9) pozostawił tylko suchą listę imion ośmiu poprzedników Borzywoja (Niezamysł, Mnata, Wojen, Unisław, Krzesomysł, Neklan, Gościwit, Przemysł), wspominając jedynie o czynach protoplasty-eponima.

Próbę antropologicznej interpretacji głównego wątku politycz nego Gallowej opowieści podjąłem już wcześniej, wskazując, że można ją uznać za zupełnie poprawny opis mechanizmu przejmowania i umacniania władzy politycznej przez umiejętne wykorzy stanie specyfiki funkcjonowania systemów wodzowskich.

Te rozważania doprowadziły mnie do wniosku, że „podstawowy zrąb tej opowieści utrwalił, jak się wydaje, prawdopodobny obraz wydarzeń towarzyszących [pokojowemu] »zamachowi stanu«, w wyniku którego zwierzchnią władzę nad Wielkopolską przejęła dynastia piastowska” (Urbańczyk 2008c: 190).

Fakt, że poruszamy się głównie w sferze upolitycznionej narracji, standardowo skupionej na „pradawnej” ciągłości dynastycznej i skonstruowanej w celu legitymizowania piastowskiego monopolu władzy monarszej, nie oznacza automatycznie, że powstała ona wyłącznie z gotowych elementów, wielokrotnie przywoływa nych w różnych częściach Europy w arystokratycznym dyskursie politycznym.

Przyjęcie takiego założenia świadczyłoby o braku na dziei na wychwycenie w niej jakichkolwiek „faktów” historycznych. Skłaniają się do tego badacze, którzy uważają, że „i tak nic więcej nie dowiemy się o tych czasach, słusznie nazwanych przedhisto rycznymi, choć są też zwolennicy nazwania ich bajecznymi” (Labu da 2002: 5), aw konsekwencji skupiają się tylko na powtarzalności wątków fabularnych.

Wbrew tym sceptykom, w poszukiwaniu informacji o czasach przedmieszkowych można jednak pójść dalej. Nawet te nikłe dane, jakimi dysponujemy, pozwalają zarysować sytuację politycz ną sprzed przełomowego roku 966, kiedy to organizacja terytorial na istniała już w centrum Wielkopolski, czego dowodzi chronologia tamtejszych głównych grodów (por. Kurnatowska 2002: 67; Kara 2009, rozdz. 7).

Polska za panowania Mieszka I około roku 960 do roku 992

Nie wiemy, kiedy urodził się Mieszko, ale zabiegając w 965 roku o rękę księżniczki czeskiej, musiał mieć ponad piętnaście lat; był więc w wieku uprawniającym go do pełnienia funkcji militarno-po litycznych.

Mógł być jednak zdecydowanie starszy, jak bowiem relacjonował Anonim Gall (I, 7), przed ślubem z Dobrawą już „siedmiu żon zażywał”. Nie wiemy jednak, czy w 965 roku sprawował samodzielne rządy, czy też został wówczas tylko „wydelegowany” przez rodzinę do zawarcia z Przemyślidami sojuszu międzydyna stycznego. Miałbowiem przynajmniej dwóch braci, których wieku też nie znamy.

Można podejrzewać, że jego rodzeństwo było liczniejsze, biorąc pod uwagę przedchrześcijański zwyczaj manifestowania dominującej pozycji politycznej przez wiązanie się (pewnie na ogół gwałtowne i krótkotrwałe) z wieloma kobietami z lokalnych elit.

Źródła potwierdzają promiskuityzm Haralda Pięknowłosego, Sławnika Libickiego i Włodzimierza Wielkiego. W tym kontekście wywodzona od Piasta tradycja czteropokoleniowej primogeni tury zarejestrowana przez Galla musi być uznana za produkt czysto propagandowy. Gall był w tym względzie bardzo konsekwentny, ukrywając zarówno braci Mieszka, jak i Bolesława Chrobrego oraz Mieszka II (GallI, 4; I, 6; I, 17).

W ten sposób stworzył niezakłóconą linię niekwestionowalnej ciągłości dynastycznej. Jedynym odstępstwem od tej reguły narracyjnej jest informacja, że książę Popiel miał dwóch synów (Gall I, 1). Kronikarz wyraźnie podpowiadał więc czytelnikowi zaznajomionemu z notorycznymi we wczesnym średniowieczu sporami sukcesyjnymi, że wyniesienie do władzy Piasta, który miał tylko jednego syna, pozwoliło uniknąć prawdopodobnych kłopotów z utrzymaniem ciągłości politycznej. Interesujący jest brak również w innych źródłach jakichkolwiek informacji o problemach z objęciem przez Mieszka najwyższej władzy, co biorąc pod uwagę konflikty sukcesyjne, które później permanentnie dręczyły dynastię piastowską, może wydać się po dejrzane. Zgodnie z „barbarzyńską” tradycją, odzwierciedloną na Zachodzie w Lex Salica, wszyscy męscy potomkowie mieli przecież równe prawo do dziedziczenia, co dla wielu dynastii było nieustającym źródłem sporów sukcesyjnych.

Trudno uwierzyć, że akurat w rodzie Mieszka przestrzegano zasady primogenitury, wprowadzonej wszak na Zachodzie dopiero przez Hugona Kapeta. Można więc podejrzewać istnienie jakiejś formy współrządów męskich potomków Siemomysła(?), z których każdy musiał wywalczyć sobie uznanie.

Zachowane źródła wspominają jedynie o trzech Siemomysłowicach. Informacja Widukinda o śmierci jednego z nich w bitwie z Wichmanem Billungiem w 963 roku może wskazywać, że to on był wtedy „pierwszym” wśród braci, gdyż we wcześniejszym średniowieczu autorytet polityczny wynikał w dużej mierze ze zdolno ści dowódczych, a to czyniło udział w wojnach ważnym obowiąz kiem władcy.

Przypisanie już wówczas głównej roli politycznej Mieszkowi, który rządził Licikavikami, mogło wiązać się z tym, że Widukind patrzył na to wydarzenie z perspektywy przełomu lat 60. i 70., kiedy Mieszko I był już samodzielnym władcą.

Nie wiemy, czy Piastowie traktowali wojnę 963 roku jako obronną, czy agresywną, ale jej prawdopodobną przyczyną mógł być konflikt o kontrolę nad odrzańskim „oknem na świat”.

Może ów anonimowy brat dowodził wtedy piastowską wyprawą, która miała zapewnić Wielkopolsce kontrolę nad bezpośrednią drogą wodną do Bałtyku? Dwukrotne starcie militarne zdaje się świadczyć o determinacji obu stron, pragnących osiągnąć swoje strategiczne cele.

W każdym razie to właśnie śmierć zapewne starszego brata-wodza gdzieś nad dolną Odrą mogła zapoczątkować samodzielną karierę Mieszka.

Swe zdolności przywódcze udało mu się potwierdzić już cztery lata później, w 967 roku, kiedy ostatecznie pokonał Wichmana w bitwie, którą sam dowodził.

Następne zanotowane przez kronikarzy zwycięstwo odniósł latem 972 roku pod Cedynią, gdzie rozgromił siły margrabiego Marchii Łużyckiej Hodona. Dopiero przy okazji tej bitwy dowiadujemy się o drugim bracie Mieszka, który według Thietmara (I, 29) nazywał się Cidebur (=Czcibor, Ścibor lub Zdziebor?). Brak innych wzmianek o jego losach dowodzi, że nie odgrywał samodzielnej roli politycznej. Można więc przy puszczać, że był młodszy i jedynie wspierał Mieszka.

Wciąż można powtórzyć za Henrykiem Łowmiańskim (1962: 112), że „ustalenie genezy dynastii stanowi zarazem przyczynek do po znania początków państwa polskiego w ich aspekcie politycznym”.

Niestety, ważny z tego punktu widzenia, archeologiczny ślad po przedników/przodków Mieszka urywa się na pokoleniu ojca braci Siemomysłowiców.

To ono zbudowało w centrum Wielkopolski od krywane dziś przez archeologów materialne zręby domeny piastowskiej. Sprawność i fachowość realizacji tego projektu politycznego skłania jednak do podjęcia desperackiej próby wyjaśnienia, skąd zaczerpnięto potrzebną do tego wiedzę teoretyczną i praktyczną oraz doświadczenie techniczne i umiejętności logistyczne.

Wydaje się niemal pewne, że „Piastowie musieli wcześniej za poznać się z rozmaitymi elementami organizacji państwa, w tym zwłaszcza z systemem zarządu terytorialnego, organizacją sił woj skowych i sposobami zaopatrzenia dworu i drużyny” (Kurnatow ska, Kara 2005: 14–15), i niemal nieprawdopodobne, że niezbędna wiedza i umiejętności pojawiły się nagle w głębi wielkopolskich puszcz rejonu giecko-gnieźnieńsko-poznańskiego. Był to przecież obszar pozbawiony śladów wcześniejszej organizacji terytorialnej, a wręcz zapóźniony w stosunku do terenów nadwiślańskich i nadodrzańskich, gdzie „tendencje do przełamywania egalitaryzmu” ujawniły się już w starszych fazach wczesnego średniowiecza (Kara 2009: 162).

Przykłady obszarów leżących nad Wisłą i Odrą nie mogłyby jednak stać się wystarczającą inspiracją do podjęcia próby zorgani zowania między nimi państwa terytorialnego.

Ta „nagła” inwestycja w infrastrukturę centralnej Wielkopolski, którą archeolodzy da tują już na początek drugiej ćwierci X wieku, musiała nawiązywać do jakichś wcześniejszych doświadczeń, ponieważ „Dla zaistnienia przełomu państwowego niezbędny był jednak wzorzec organizacyj ny” (Kara 2009:49), a w pobliżu nie było żadnych sąsiadów, od któ rych można by uzyskać „przepis na państwo”.

Łatwe rozwiązanie tego dylematu stanowiłoby przyjęcie starej koncepcji, zakładającej obce pochodzenie naszej pierwszej dyna stii. Można by przy tym odwołać się do wielu przykładów historycznych, które dowodzą skłonności wczesnych Słowian do akceptowania cudzoziemskich przywódców politycznych i militarnych, oferujących swoje doświadczenie organizacyjne (Urbańczyk 1998, 2002a).

Nie znamy, niestety, ani okoliczności, ani mechanizmu (za pewne przez wżenianie się) takiej inkorporacji ludzi wykazujących się pożądanymi umiejętnościami, głównie organizacyjnymi. Po dobnie w przypadku piastowskim nie istnieją mocne argumenty na potwierdzenie „obcości” Mieszka I lub jego protoplastów. A do wiedzenie ich cudzoziemskich korzeni pozwoliłoby łatwo wyjaśnić źródła piastowskiego sukcesu politycznego.

Ważnych wskazówek mogłyby dostarczyć analizy aDNA, ale byłoby to przedsięwzięcie utrudnione ze względu na brak szkieletów pierwszych pięciu władców piastowskich. Najstarsze z wiarygodnie zidentyfikowanych kości należą do Władysława Hermana i Bolesława Krzywoustego, pochowanych w katedrze płockiej.

W przypadku pięciu wcześniejszych generacji Piastów trzeba by przeprowa dzić międzynarodową akcję sekwencjonowania aDNA pobranego z kości ich zagranicznych krewnych pochowanych na Rusi, w Czechach i w Saksonii. Zanim badania aDNA potwierdzą heurystycznie atrakcyjną teorię „inwazji” politycznej, musimy ograniczyć się do prób skonstruowania wizji najbardziej prawdopodobnej w kontekście historycznym pierwszej połowy X wieku.

Przykłady Rusi, Normandii, północnej Anglii czy wschodniej Irlandii skłoniły wielu badaczy (głównie niemieckich, ale także pol skich) do wiązania sukcesu politycznego Piastów z penetrującymi wielkie połacie Europy Skandynawami. Ta hipoteza nawiązuje do teorii normańskiej Karola Szajnochy (1858).

Również część współczesnych polskich historyków twierdzi, że państwo polskie po wstało w wyniku najazdu Normanów z północy i/lub ze wschodu. Zdaniem niektórych autorów nie ma wątpliwości, że Normanowie duńscy, szwedzcy i ruscy w znacznym stopniu przyczynili się do utworzenia państwa Siemomysła, Mieszka i Bolesława Chrobrego, bez względu na pochodzenie samych Piastów (Wołucki 2005: 326).

Do tej tezy powrócił niedawno archeolog Zdzisław Skrok4. Identyfikację germańską zdawało się potwierdzać tajemnicze imię Dagome, zapisane w watykańskim regeście dokumentu z 991– –992 roku, oraz groby wojowników wyposażonych w importowaną broń.

To one miały świadczyć o obecności „obcych wojów, przedewszystkim normańskich, w siłach zbrojnych pierwszych Piastów” (Kurnatowska 2002: 111). Co prawda, ostatnio obserwuje się pewne złagodzenie stanowiska archeologów, którzy wskazują, że wojownicy konni Mieszka I „byli raczej wyekwipowani według wzorców północnoeuropejskich”, choć w dalszym ciągu nie wykluczają obecności „najemników, głównie z terenów nadbałtyckich” (Kara 2009: 309).

Archeologia po raz kolejny usłużnie podsuwa więc historykom materialne argumenty na uzasadnienie hipotezy wywie dzionej z niejasnych źródeł, a właściwie z jednego źródła – doku mentu Dagome iudex.

O ile nie udało się satysfakcjonująco rozwiązać zagadki tajem niczego „imienia” Mieszka, o tyle argumentację archeologiczną skutecznie ostatnio podważono.

Najpierw Wiebke Rohrer, niemiecka badaczka historii polskiej archeologii, w rozprawie doktorskiej z 2010 roku wykazała, że nie ma podstaw do „normańskiej” interpretacji grobów z bronią.

Przykłady najbardziej znanych cmen tarzysk w Łubowie (odkryte w 1913 roku), Końskich (przebadane w 1925 roku) i w Lutomiersku (badania w latach 1940–1955) pokazują, jak – mimo braków w dokumentacji i wątpliwości chronologicznych – kilka pokoleń badaczy zaangażowało się w długą dyskusję o etnicznej identyfikacji ludzi pochowanych tam z bronią i wyposażeniem jeździeckim.

Jedyny argument za ich północnym lub skandynawsko-ruskim pochodzeniem stanowiły importowane przedmioty metalowe: broń, wiaderka i uprząż. Czasem dodawa no do tej listy obudowy kamienne niektórych grobów. Interpretacja tych „odmiennych” pochówków w wielu przypadkach była wręcz naiwna (Rohrer 2010: 106 i n., 129 i n.).

Co ciekawe, inni badacze traktowali te same elementy jako dowody rodzimego pochodze nia złożonych w tych grobach mężczyzn (Rohrer 2010: 143). Nawet wprowadzenie obojętnego etnicznie terminu drużyna/Gefolgschaft nie powstrzymało wielu uczonych przed nadawaniem specyficz nym przedmiotom mocy wskazywania korzeni etnicznych ich wła ścicieli (por. świeżą publikację tych tez w: Rohrer 2012).

Przybysze z zupełnie innego kręgu językowo-cywilizacyjnego mieli oczywiście mniejsze szanse na długotrwałe powodzenie i po trzebowali znacznie więcej czasu na budowę stabilnej organizacji, połączoną z niezbędną(?) akulturacją. Bułgarom bałkańskim zajęło to około dwustu lat, w trakcie których ulegli całkowitej slawizacji. Rurykowicze stworzyli silne państwo terytorialne po ponadstu pięćdziesięcioletnim pobycie nad środkowym Dnieprem i również kosztem pełnej slawizacji.

W Wielkopolsce budowa domeny te rytorialnej trwała zaledwie ćwierćwiecze, więc „obcość” kulturo wo-językową można raczej wykluczyć. Pozwala to wyeliminować z rozważań Skandynawów lub ruskich Waregów i poszukać twór ców organizacji wczesnopiastowskiej raczej wśród Słowian. Kim mogli być?

Szerszego uznania nie znalazła „próba objaśnienia powstania państwa polskiego najazdem rycerstwa obodryckiego, które rzeko mo uchodząc przed Sasami, miało zawojować ziemię polską” (La buda 2002: 50).

Podobnie niezbyt przekonujące, bo zakładające tylko wschodni kierunek napływu srebra znalezionego w Wielko polsce, jest wywodzenie elity państwa wczesnopiastowskiego z Ma zowsza, a w każdym razie „ze wschodu, zza Wisły” (Moździoch 2011: 73–74).

Pozostaje zatem południe, skąd napłynęły do Wielkopolski niektóre wyroby odnalezione w trakcie prac wykopaliskowych. Już w początku X wieku „nasiliły się wpływy południowe” zidentyfiko wane przez archeologów (Brzostowicz 2011:28). Wniosły one waż ny wkład w rozwój eklektycznej wówczas kultury wschodniej Wielkopolski (Kara 2004: 279–280; 2009: 170).

Obserwacje poznańskich archeologów skłoniły Tomasza Jasińskiego (2000: 92) do wytłuma czenia tego fenomenu migracją jakichś Morawian, którzy uciekli na północ po rozbiciu Wielkich Moraw przez Węgrów w 906 roku.

Poszukiwani alternatywnego wyjaśnienia okoliczności, w których doszło do nawiązania regularnych kontaktów z Południem w pierwszej ćwierci X wieku, jest problematyczne, gdyż nie było tam wówczas potencjalnych adresatów/inicjatorów takich rela cji. Przemyślidzi nadal zajmowali się umacnianiem swojej władzy w Kotlinie Czeskiej (co udało się dopiero Bolesławowi I), a stymu lujący takie kontakty transkontynentalny szlak lądowy z Andalu zji przez Pragę do Kijowa jeszcze chyba nie funkcjonował.

A może rację ma Josef Žemlička (2000: 269–271), podejrzewając, że brutal na konsolidacja Kotliny Czeskiej przez Przemyślidów spowodowała emigrację na północ części pokonanych lokalnych liderów, a nawet krewnych samych Przemyślidów? To ich potomkiem miałby być ta jemniczy Władywoj, którego w 1002 roku osadzono na tronie cze skim po obaleniu okrutnych rządów Bolesława III.

A może stroną inicjującą tych kontaktów byli Wielkopolanie? Przecież mieszkańcy Północy zawsze uważali kierunek południo wy za atrakcyjny.

Szukając odpowiedzi na to pytanie, przypomnia łem sobie swoją rozmowę z Dušanem Třeštíkiem przeprowadzo ną podczas kongresu „Christianity in East Central Europe and its Relations with the West and East” zorganizowanego w Lublinie w 1996 roku i naszą późniejszą korespondencję. Třeštík zwrócił mi wtedy uwagę, że należy pamiętać o środkowoeuropejskim dziedzic twie Wielkich Moraw. Również w wielu własnych pracach podkre ślał, że Przemyślidzi, a nawet Piastowie korzystali z doświadczeń organizacyjnych państwa Mojmirowiców.


Świętopełk I Mojmirowic, urodzony około 844 roku, zmarł w 894 roku.
Książę Nitry od 860 roku do 894 roku, III książę Wielkomorawski od 871 roku do 894 roku, książę Czech od 889 roku do 894 roku.
Był trzecim i najważniejszym władcą Państwa Wielkomorawskiego, w średniowieczu uznawanym za króla.

W Polsce ten kierunek poszukiwań powiązań personalnych z okresu budowy państwa wczesnopiastowskiego jest od dawna obecny. Analiza onomastyczna doprowadziła kiedyś Stanisława Zakrzewskiego (1925) do wniosku, że córka największego z wielkomorawskich władców, Świętopełka I (870–894), mogła być żoną Lestka – dziada Mieszka I i drugiego księcia gnieźnieńskiego z listy Anonima Galla.

Lestek, zmarł w 921 roku, Syn następca Siemowita.

Z kolei według Tadeusza Lalika (1993: 54) to ponomastycznym śladem wczesnej morawskiej obecności w pół nocnej Małopolsce jest Sandomierz, którego eponimem mógł być jakiś morawski Sudomir z czasów rządów Rościsława (846–870).

Nie znajduje to jednak potwierdzenia w archeologicznym datowa niu tamtejszego grodu na koniec X wieku i budzi zastrzeżenia in nych historyków (por. omówienie tej dyskusji w: Buko 1998: 20 i n.).

Podążająca w tym samym kierunku analiza źródeł historycz nych (tj. badanie średniowiecznych dziejów węgierskiego rodu Po znan/Pázmány-Hunt, związanego z ziemią nitrzańską) i argumen tacja onomastyczna Stanisława Urbańczyka (1965: 15 i n.) zostały niedawno wsparte analizą świadectwarcheologicznych, która wska zuje na morawską/nitrzańską proweniencję rytuału pogrzebowego i znalezisk grobowych znanych z Poznania-Sołacza.

Na tej podstawie zasugerowano, że „jakiś przedstawicielmożnego wielkomoraw skiego rodu Poznanów […] zjawił się w ziemi gnieźnieńskiej w po czątkach X wieku i włączył się aktywnie w budowę nowego państwa, służąc swoją wiedzą i doświadczeniem” (Kurnatowska, Kara 2005: 17).

To jego imię miało zostać uwiecznione w nazwie grodu zbudo wanego w drugiej ćwierci X wieku na Ostrowie Tumskim. Powstanie państwa wielkomorawskiego z pewnością wpłynęło na rozwój sąsiednich ziem. „Wielkie Morawy konstytuują zarówno podział między późną starożytnością a średniowieczem, jak i granicę między światami: zachodnim (germańskim), wschodnim (słowiańskim) i koczowniczym (awarskim i madziarskim)” (Macháček 2012: 4).

Ten epizod geopolityczny jest uważany za fundament dalszego rozwoju Europy Środkowo-Wschodniej jako swoistego po mostu między Wschodem a Zachodem.

Henryk Łowmiański (1986:85) uznawał Czechy i Polskę za ide owych spadkobierców Wielkich Moraw. To „powstanie Wielkich Moraw […], oddziałując kulturowo na tereny ościenne, zwłaszcza na rozległe obszary po północnej stronie łuku Sudetów i Karpat, przyczyniło się do uformowania tam licznych słowiańskich okrę gów grodowych (civitates) o strukturze wodzowskiej” (Kara 2009: 229).

Zofia Kurnatowska (2002: 75) podejrzewała, że na terytorium Mieszka I przybyli „jacyś »Morawianie«”, którzy wraz z Nor manami mieli mu pomagać w modernizacji jego państwa.

Michał Kara (2009: 275) również podkreślał wagę dostępu do „prestiżowe go wzorca organizacyjno-państwowego, niewątpliwie ułatwionego po upadku Wielkich Moraw około 900 roku w związku z rozproszeniem się w regionie tamtejszej elity”.

Wśród badaczy narastało więc przekonanie, że w budowaniu państwa wczesnopiastowskiego uczestniczyli pomocnicy z Południa. Moim zdaniem ten kierunek poszukiwania źródeł wiedzy organizacyjnej przodków Mieszka I można znacznie rozwinąć, ale trze ba przyjąć odważniejsze założenie, według którego nie tylko współpracownicy wczesnych Piastów, lecz także sami protoplaści dynastii książęcej mogli wywodzić się właśnie z Moraw.

Ta hipoteza wymaga przypomnienia okoliczności upadku państwa wielkomorawskiego. Osłabione długotrwałym konfliktem we wnątrzdynastycznym i kryzysem gospodarczym, zostało ono dobite atakami madziarskimi na początku X wieku (Panic 2000, rozdz. 4).

Po tej katastrofie militarnej opustoszały wielkie centra wielkomorawskie (oprócz Nitry i Bratysławy, które zajęli Madziarzy), w ruinę popadły murowane kościoły, a zmarłych nie składano już do bogato wyposażonych grobów. Z Europy Środkowej zniknął tym samym ważny element regionalnej równowagi geopolitycznej.

Tę równowagę zapewniała do początków X wieku organizacja terytorialna zajmująca obszar gospodarczo ważny dla dużych poła ci kontynentu (por. McCormick 2001). Mimo wątpliwości niektórych badaczy (np. Curta 2003: 290–291) wciąż dominuje przekonanie, że „najważniejszym przedmiotem eksportowym Morawian byli niewolnicy zdobywani w trakcie ekspansywnych wypraw na jeszcze nieschrystianizowane obszary słowiańskie na północy i na wschodzie” (Štefan 2011:342).

To dlatego kluczową rolę odgrywała kontrola nad szlakiem wiodącym z północy wzdłuż Morawy, w któ rej środkowym biegu zbudowano wielkie centra: Mikulčice, Staré Město-Uherské Hradiště i Pohansko u Břeclavi. Ten ważny trakt prowadził do strzeżonego przez Carnuntum i Bratysławę naddu najskiego połączenia dwóch szlaków kontynentalnych (por. mapę 12.6 w: McCormick 2001).

Kryzys potężnego terytorialnie, militarnie i gospodarczo państwa wielkomorawskiego rozpoczął się już po śmierci twórcy jego potęgi, Świętopełka I, w 894 roku. „Król”przekazał rządy trzem synom: Mojmirowi II, Świętopełkowi II i Przecławowi.

Do zwierzchnictwa upoważnił najstarszego Mojmira. Zgodną począt kowo współpracą braci zachwiało przybycie uciekających ze wschodu plemion madziarskich, którym pozwolono osiedlić się nad Cisą.

Wkrótce na Morawach doszło do bratobójczej wojny, zakończonej przejęciem pełnej władzy przez Mojmira II. Oprócz walk we wnętrznych państwo zostało osłabione odłączaniem się kolejnych prowincji będących źródłem trybutów niezbędnych dla jego funk cjonowania.

„Śmierć władcy wielkomorawskiego w 894 roku została przez książąt Kotliny Czeskiej wykorzystana do zrzucenia […] zwierzchnictwa morawskiego i zmiany go na »opiekę« frankijską” (Matla-Kozłowska 2008: 27–28), która w 929 roku przekształciła się w trwałe uzależnienie od Ludolfingów.

Kronikarskim śladem próby przywrócenia poprzedniej zależności od wschodniego sąsiada może być skarga książąt czeskich na Morawian, skierowana w 897 roku do króla Arnulfa (Annales Fuldenses, a.a. 897).

W latach 898– –900 w wyniku bawarskich i madziarskich ataków na Wielkie Morawy i północną Italię doszło do przerwania kluczowego połączenia handlowego z Wenecją.

W 901 roku Słowację stanowiącą część państwa wielkomorawskiego opanowali Madziarzy. Do 902 roku zajęli oni „wszystkie terytoria położone na wschód od Uherskeho Hradište” (Panic 2000: 171).

Nie wiemy, czy bezpośrednie zagrożenie madziarskie nie pogodziło wreszcie zwaśnionych książąt, którzy w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa być może połączyli swoje siły, choć i tak Morawianie ponieśli całkowitą klęskę w decydującej bitwie w 906 roku.

Od tego momentu źródła nie wspominają już o młodych Świętopeł kowicach. Nie wiemy nawet, czy zginęli w walkach, czy też przeżyli i zdołali uciec.

Nie zachowała się również żadna wzmianka na temat udziału Morawian w kolejnej bitwie pod Bratysławą (Braza lauspurc) w dniach 5–6 lipca 907 roku, w której Madziarzy pokonali wojska bawarskie księcia Arnulfa II. Uznaje się to za dowód, że państwo morawskie już wówczas nie istniało.

Niektórzy historycy uważają nawet, że „cezurę końcową istnienia państwa […] wyzna cza rok 902, nie zaś przyjmowany przez historyków rok 907” (Pa nic 2000: 165). Jakie by nie były przyczyny klęski militarno-politycznej (por. przeg ląd różnych argumentów w: Štefan 2011: 344–348), trudno zrozumieć całkowity rozpad wszystkich elementów ponadlokalnej organizacji terytorialnej. Zapewne złożyło się na to wiele wzajemnie po wiązanych czynników, ale jednym z ważniejszych mogło być nagłe zniknięcie podtrzymującej funkcjonowanie państwa elity arysto kratycznej – owego politycznego gens, do którego odwołują się znaw cy wczesnośredniowiecznych stosunków politycznych (por. rozdz. 1). Znaczna część morawskiej zmilitaryzowanej arystokracji mogła polec w bitwie z Madziarami w 905/906 roku (Panic 2000: 171), a reszta prawdopodobnie zbiegła.

To o niej Konstantyn Porfiroge neta napisał: „Mieszkańcy zaś tego kraju [Wielkich Moraw] uciekli przed najeźdźcami do sąsiadów: Bułgarów, Turków [Madziarów] i Chorwatów oraz pozostałych państw” (De administrando imperio, w: MPH, t. 1: 50).

Nie było już komu zarządzać państwem. Niekontrolowane i niefi nansowane instytucje, do tej pory nadzorujące porządek społeczno -gospodarczy, po prostu upadły.

Nastąpiła gwałtowna dezintegracja scentralizowanego państwa, choć nie doszło do natychmiastowego rozbicia wszystkich jego struktur lokalnych, których dalsze trwanie potwierdza archeologia (Meřinský 1986).

Mimo „zlikwidowania centralnej władzy zwierzchniej […] nadal mogły funkcjonować ja kieś lokalne ośrodki władzy” (Matla-Kozłowska 2008: 30, 109 i n.). Może o tym świadczyć informacja z Wyciągu z katalogów biskupów morawskich o funkcjonowaniu biskupstwa morawskiego w Veleh radzie/Uherské Hradiště aż do 910 roku (Panic 2000: 175).

Państwo wielkomorawskie zniknęło zatem ze sceny środkowoeuropejskiej, choć jego poszczególne centra (np. Velehrad, Mikulčice) mogły istnieć jeszcze przez jakiś czas, tolerowane przez Madziarów, którzy aż do klęski na Lechowym Polu w 955 roku kontrolowali Morawy, zapobiegając równocześnie ich wchłonięciu przez czeskich Przemyślidów.

Po 906 roku kroniki nie wspominały już o książętach Świę topełkowicach, choć nie zachowały się również żadne wzmianki o ich śmierci. Nie znamy też losów tej części zarządzającej wcześ niej państwem arystokracji, która mogła przetrwać klęskę militar ną 905/906 roku i zapewne uległa wielokierunkowemu rozprosze niu.

Pytanie, gdzie mogły wywędrować niedobitki Mojmirowiców i ich najbliższych współpracowników, pozostaje w sferze domysłów, a to otwiera drogę do spekulacji bardzo interesujących dla bada cza Polski przedmieszkowej. „Członkowie drużyny morawskiego władcy na pewno nie podzielili jednego losu. […] niektórzy mogli przejść na stronę Madziarów już przed 906/907 rokiem. Jakaś część mogła zasilić drużyny książąt czeskich” (Štefan 2011:347).

Możliwe było też jednak wycofanie się na północ jakichś „uchodźców z ob jętych działaniami wojennymi Wielkich Moraw” (Kurnatowska, Kara 2005: 15) – zarówno członków morawskiej arystokracji, jak i dynastii Mojmirowiców, którzy mogli przeżyć katastrofę militar ną swojego państwa. Mógł ich skupić wokół siebie Świętopełk II, już wcześniej przebywający poza centrum politycznym Wielkich Moraw. Azyl znalazł być może w północnej prowincji państwa.

W X wieku „życie na Morawach właściwych zaczęło się prze suwać w kierunku wyżynnym, głównie bardziej lesistych Moraw środkowych i Kotliny Górnomorawskiej” (Matla-Kozłowska 2008: 110–111).

Tam przetrwanie kryzysu politycznego i gospodarczego umożliwiał przede wszystkim Ołomuniec, który jako jedyny z głównych ośrodków wielkomorawskich nadal funkcjonował mimo klęski 905/906 roku (Michna 1984: 12 i n.; Bláha 2001).

O względnie spokojnej sytuacji w Ołomuńcu świadczy ciągłość grzebania zmarłych na tamtejszych cmentarzach. Pozwoliło na to zarówno jego od dalenie od bezpośredniego zagrożenia madziarskiego, jak i strategiczne położenie w górnym biegu Morawy, w miejscu kluczowym ze względu na możliwość przejścia ze szlaku dunajskiego na szlak odrzański i wiślany, czyli ze zlewiska Morza Czarnego do zlewiska Morza Bałtyckiego.

Mimo przerwania południowej części tego szlaku rzecznego przez Madziarów, którzy opanowali dolny bieg Morawy i środkowego Dunaju, Ołomuniec uniknął upadku gospodarczego, ponieważ wkrótce znalazł się na uruchomionym w pierwszej połowie X wieku nowym szlaku transkontynentalnym, wiodącym z Hiszpanii, przez Pragę, do Krakowa, Kijowa i dalej – nad Morze Czarne i Morze Kaspijskie.

Jego środkowoeuropejski odcinek był kontrolowany przez książąt praskich, którzy skorzystali politycznie i go spodarczo na rozpadzie Wielkich Moraw. Posuwali się wzdłuż tego szlaku w stronę Krakowa, a może i dalej, aby nadzorować przejęty po Morawianach lukratywny eksport niewolników na rynki mu zułmańskie. Po 955 roku również zamknięci w Kotlinie Karpackiej Madziarzy mogli zainteresować się zyskami z tranzytu przez swoje tereny i wznowieniem wysyłania niewolników nad Morze Czarne szlakiem dunajskim.

W obu przypadkach Ołomuniec – jako newralgiczny punkt przecięcia dwóch ważnych szlaków: lądowego i wodnego – wiele by na tym zyskał. To dlatego mogło tam przetrwać biskupstwo morawskie, co sugerują niektóre źródła. Mimo korzystnego rozwoju gospodarczego sytuację Ołomuńca komplikowało jego położenie zbyt blisko dwóch agresywnych są siadów (Madziarów i Czechów).

Ten ośrodek nie był więc miejscem, z którym niedobitki wielkomorawskiej arystokracji, a może i członkowie samej dynastii Mojmirowiców mogli wiązać nadzieję na bezpieczne odbudowanie swojej pozycji politycznej. Taką możliwość stwarzały tylko tereny leżące za Karpatami i Sudetami, zapewne od dawna dobrze znane Morawianom, którzy musieli stamtąd sprowadzać przynajmniej część eksportowanych na rynki muzułmańskie niewolników. Zgadzam się wprawdzie z opinią, że „Musimy odrzucić tezę o zajęciu przez państwo wielkomorawskie Śląska i Małopolski” (Pa nic 2000: 193; podobnie: 118; szerzej: 83–113), gdyż zarówno „dostępne źródła pisane, jak i archeologiczne nie dają podstaw do przy jęcia tezy o podbojach morawskich w Małopolsce czy na Śląsku” (Matla-Kozłowska 2008: 100). Nie oznacza to jednak, że należy wy kluczyć jakąkolwiek obecność tam Morawian, nie mówiąc już o do raźnej penetracji tych ziem, które były naturalnym zapleczem eks ploatacyjnym dla państwa Mojmirowiców. O jego oddziaływaniu na te obszary świadczy to, że „milites z południowych ziem polskich końca IX–1. połowy X wieku hołdowali wzorcom kultury wielkomorawskiej”, na co wskazują okucia pasa, czekany typu „brodatica” i paradne ostrogi płytkowo-nitowe z krótkim bodźcem (Kara 2009: 309, przyp. 1663).

Dyskusja nad charakterem obecności Morawian w południowej Polsce trwa już od dawna. Choć ostatnio przewagę zdobyli badacze krytycznie nastawieni do morawskiej „okupacji” pasa ziem położonych wzdłuż Sudetów i Karpat, to nie brakuje poważnych argumentów przemawiających zaistnieniem tam jakichś przyczółków morawskich.

Podobnie jak w przypadku badań obecności Skandynawów na północy, takim argumentem nie mogą być ani znaleziska wytworów pochodzenia południowego, ani podobieństwa my ślitechnicznej, np. zbliżony sposób licowania kamieniami wałów grodowych na Śląsku (Kaźmierczyk 1990: 32). Bardziej przekonują analogie kompleksowych struktur organizacyjnych. Dobrym przykładem jest wielkie (7,5 ha), wieloczłonowe grodzisko w Gilowie koło Niemczy, gdzie nie tylko odkryto zabytki proweniencji wielkomorawskiej (broń, narzędzia, ozdoby i cerami kę) i stwierdzono zbliżoną konstrukcję wałów (licowanie kamienia mi), ale także dostrzeżono bliskie podobieństwo strukturalne do prawdopodobnie wielkomorawskiego grodziska w Křenovie-Maři nie koło Morawskiej Třebovi (Jaworski 2011:37–40).

Według K. Jaworskiego gród w Gilowie został założony przez przybyłą z południa, z terenu Państwa Wielkomorawskiego, grupę ludności, której trzon stanowiła drużyna zbrojna. Nie był związany z ówcześnie funkcjonującym na tych terenach plemieniem Ślężan. Gród gilowski powstał prawdopodobnie w ostatniej dekadzie IX wieku, był użytkowany ok. 20 lat.

Gród gilowski, wydatowany dendrochronologicznie na 896 rok, miałby zostać zbu dowany w ostatniej fazie świetności Wielkich Moraw jako północny przyczółek szlaku wiodącego z Ołomuńca, przez Przełęcz Między leską, do Kotliny Kłodzkiej i dalej na Śląsk – do Gilowa.

Morawskie kontakty z Małopolską potwierdza natomiast po wszechnie cytowany fragment z hagiografii św. Metodego, według którego arcybiskup miał ochrzcić jakiegoś „pogańskiego księcia siedzącego v Vislech” (MPH, t. 1: 107).

Wprawdzie nie udało się zidentyfikować jego siedziby, ale ta wzmianka zdaje się dowo dzić, że Morawianie wyprawiali się na północny wschód, korzy stając z przejścia Bramą Morawsko-Krakowską. Bardzo odległym potwierdzeniem wiedzy o bliskim sąsiedztwie obu krain jest przekonanie króla Alfreda Wielkiego, że „na wschód Moraw jest kraj Wisły” (MPH, t. 1: 13).

Po roku 900 Wiślanie przestali pojawiać się w jakichkolwiek źródłach pisanych, zupełnie jakby ich protopaństwo i dynastia z dnia na dzień przestały istnieć.

Zasugerowane wyżej przejście niedobitków upadłej dynastii mo rawskiej za pasmo gór w pierwszej ćwierci X wieku nie musiało być paniczną ucieczką, lecz raczej planowym exodusem – rozważnym szukaniem bezpiecznego miejsca, w którym można by zbudować nową domenę polityczną.

Terenem odpowiednim do tego celu mo gła być środkowa Wielkopolska. Jak wskazuje archeologia, istotną zaletę tego obszaru stanowiło to, że nie istniała na nim wcześniej żadna scentralizowana organi zacja terytorialna. O nieobecności elity rządzącej może świadczyć niewielka liczba małych grodów, niezbyt intensywna sieć osadnicza, jak też brak koncentracji przedmiotów luksusowych. Pod tym względem aż do początku X wieku centralna Wielkopolska była wyraźnie zapóźniona w stosunku do sąsiednich ziem nadwiślańskich i nadodrzańskich. Takie rozproszenie struktury władzy, a więc brak silnych ośrodków ewentualnego oporu, ułatwiało zewnętrzną penetrację.

Świętopełk zawojował również ziemie na północ od Karpat. Podbił Śląsk, a przede wszystkim wkroczył na Wawel, usunął miejscowy ród panujący i włączył ziemię krakowską do swojego mocarstwa

Legenda Panońska

Z militarnego punktu widzenia ten teren cechowało bardzo korzystne położenie, był on bowiem znacznie oddalony od silnych i agresywnych sąsiadów. Wielkopolskę oddzielały od śmiertelnych wrogów Mojmirowiców, tj. Madziarów, Karpaty i Małopolska.

Tradycyjni konkurenci geopolityczni Morawian, Przemyślidzi, aby do trzeć do Wielkopolski, musieliby najpierw pokonać Sudety i Śląsk. Od cesarstwa bezpiecznie oddzielali Wielkopolan wciąż trudni do spacyfikowania Połabianie. Wikingowie byli obecni tylko w kilku emporiach na wybrzeżu bałtyckim. Agresywni militarnie, lecz nie ekspansywni terytorialnie Bałtowie mieli swoje siedziby za Mazowszem. Ruś zaś leżała daleko za Podlasiem i wschodnią Małopolską.

Krakus przyjmuje podziękowanie ludu za pokonanie smoka.

Świętopełk pokonał księcia „siedzącego na Wiśle”, po czym wywiózł go na swoje ziemie i przymusił do chrztu. Na Wawelu doszło tymczasem do przewrotu.

Ród panujący odsunięto, a może nawet wymordowano, jak często działo się w tej epoce. Wiślanie zostali poskromieni. Mieli odtąd płacić haracze i pilnować granicy Moraw, nie zaś jej zagrażać.

Mocarstwo upadło wprawdzie wkrótce po śmierci Świętopełka, ale niezależny ośrodek władzy na Wawelu już się nie odrodził.

Kolejną zaletą środkowej Wielkopolski była rozbudowana hydrografia rzeczno-jeziorna, która ułatwiała wewnętrzną komunika cję wodną i potencjalne połączenie z dużymi rzekami wpadający mi do morza, czym charakteryzowało się także centrum Wielkich Moraw. Co prawda, żeby zdobyć ziemię uprawną, trzeba było naj pierw wyciąć puszcze, ale lasy bukowo-dębowe (np. w okolicach Giecza, Gniezna i Ostrowa Lednickiego) pozytywnie wpływały na wykształcenie się stosunkowo żyznych gleb. Dzięki wyrębowi lasów pozyskiwano zaś wielkie ilości dobrej jakości drewna, niezbędnego do budowy grodów. Nie bez powodu więc były to „ziemie o najgęst szym stopniu zaludnienia w domenie pierwszych Piastów” (Kara 2009: 165). Przyrostowi ludności sprzyjały lasy bukowo-dębowe, stwarzające dobre warunki do półdzikiej hodowli świń, dostarcza jących mięsa tłustszego, a więc bardziej kalorycznego od wołowiny.

Nie wiemy, czy morawscy(?) przodkowie Mieszka przeprowadzili aż tak wszechstronną analizę uwarunkowań geopolitycznych i potencjału gospodarczego środkowej Wielkopolski ani czy rozu mieli wszystkie zalety jej usytuowania. Tylko nasza wiedza o późniejszym rozwoju sytuacji pozwala uznać, że ten wybór był trafny, ponieważ stworzona właśnie na tym obszarze organizacja terytorialna dała początek silnemu i stabilnemu państwu dynastycznemu. Ten dość szybki sukces geopolityczny każe podejrzewać istnienie jakiejś grupy (zapewne rodzinnej), mającej odpowiednie doświadczenie oraz wiedzę logistyczną i technologiczną, które gwarantowa ły skuteczne zarządzanie scentralizowaną organizacją terytorialną.

banknot 1000 koronowy z 25 listopada 1940 roku

Na banknocie tym widzimy umierającego księcia morawskiego Świętopełka w otoczeniu synów, którzy próbują złamać wiązkę patyków.

Jest to odwołanie do starej morawskiej legendy, która opowiada o podziale Wielkiej Morawy pomiędzy synów Świętopełka. Zgodnie z legendą leżący już na łożu śmierci książę Świętopełk zwołał swoich synów, którym przydzielił części podzielonego kraju.

Kazał im jednak zabrać ze sobą patyki, które następnie związał rzemieniem i nakazał złamać tę wiązkę. Ponieważ żadnemu z nich się to nie udało Świętopełk rozwiązał rzemień i kazał złamać pojedyncze patyki. Tym razem każdy patyk został złamany. Miło to uzmysłowić synom Świętopełka, że jak długo będą wspólnotą, tak długo nic nie będzie wstanie zniszczyć Wielkich Moraw.

Chociaż legenda o třech prutech Svatoplukových mówiła o trzech jego synach i następcach, z historycznych źródeł są znani tylko dwaj. Pierwszy, Mojmir II (894906), po śmierci ojca stał się księciem wielkomorawskim. Drugi syn, Świętopełk II, uzyskał w lenno księstwo nitrzańskie.

Przybliżone granice Moraw i morawskiej strefy wpływów za księcia Świętopełka.

Chronologia pierwszego grodu poznańskiego (faza IA), zbu dowanego po 923 roku (Kóčka-Krenz 2011: 10–11 i il. 6), dobrze współgra z tą koncepcją. Eponimiczny Poznan (S. Urbańczyk 1965: 15 i n.; Kurnatowska, Kara 2005) byłby w takim razie jednym z wielkomorawskich imigrantów.

Potężny drewniano-kamienno-ziemny wało około 10-metrowej podstawie świadczy o wysokich umiejęt nościach budowniczych tej warowni. Niewielka w stosunku do gru bości wałów średnica grodu (około 40 m) sprawiała, że ten obiekt nie zapewniał schronienia dużej liczbie ludzi, ale już z daleka im ponował swoimi walorami obronnymi. Być może zbudowali go ja cyś imigranci z rozbitych przez Madziarów w 906 roku Wielkich Moraw, którzy nie chcieli zaakceptować podległości politycznej lub co najmniej osłabienia swojej pozycji społecznej wskutek przyłącze nia się do sukcesorów Wielkich Moraw, tj. Madziarów lub Czechów. Przemieszczenie się na niedaleką północ zdeterminowanej i dobrze zorganizowanej grupy Morawian nie było nadmiernie ry zykowne. Nie oznaczało bowiem ani znacznego oddalenia się od oj czyzny, radykalnej zmiany strefy klimatyczno-przyrodniczej czy problemów językowych, ani zderzenia z całkowicie odmienną kul turą, konfliktu z silnym lokalnym ośrodkiem władzy terytorial nej bądź natychmiastowej konfrontacji z agresywnymi sąsiadami.

Taką wiedzę o Wielkopolsce Morawianie mogli uzyskać już wcześniej, w trakcie prawdopodobnej penetracji ziem środkowej Polski, mającej na celu zdobycie niewolników, których wysyłano na rynki arabskie (por. podrozdz. „Etniczne zróżnicowanie Europy Środko wo-Wschodniej w czasach przedmieszkowych według źródeł arabskich” w rozdz. 2).

Można więc powiedzieć, że Wielkopolska była terenem odpowiednim do realizacji planów odbudowy utraconej na południu pozycji politycznej.

Paradoksalnie, dużą zaletę tego regionu stano wiło jego swoiste zapóźnienie. Na przełomie IX i X wieku nie cecho wał się on bowiem szczególnym zagęszczeniem osadnictwa ani nie przyciągał wielu towarów importowanych. Nie istniały tam również grody wskazujące na obecność silnych elit przywódczych.

Do podporządkowania lokalnej ludności wystarczały więc umiejętno ści militarne i determinacja w użyciu przemocy, czego Morawianom na pewno nie brakowało.

Być może sprzyjała im też wspomniana już historyczna skłon ność wczesnośredniowiecznych Słowian do akceptacji obcego przy wództwa polityczno-militarnego, czego późnym przykładem było przybycie Wichmana do Wieletów, którzy według Widukinda (III, 66) chętnie go przyjęli.

Niedługo później inny Sas o imieniu Kizo sta nął na czele Luciców i pomógł im odbić zdobyty we wrześniu 991 roku przez Ottona III i Mieszka Igród Brenna/Brandenburg. Jesz cze wielokrotnie atakował wraz ze „swoimi” Słowianami Saksonię, zanim nie został wreszcie zabity. Może więc w Wielkopolsce wystarczyły Morawianom stan dardowe mechanizmy negocjacyjne, tj. siła „perswazji” (włącznie z naciskiem militarnym), bogate dary, obietnica sukcesów militar nych (a tym samym zdobyczy wojennych) oraz korzystne maria że?

Względną łatwość narzucenia nowej władzy sugeruje radykal na przebudowa starych grodów w Gieczu i Kaliszu, powiększonych planowo, lecz bezkonfliktowo w drugim ćwierćwieczu X wieku. Po twierdzają to wnioski archeologów, którzy dostrzegają „świadectwo wdrażania na tym terytorium modelu organizacyjno-państwowe go w drodze umowy społecznej”, a nie przemocy (Kara 2009: 285– –286, 288–289).

Po trwałym usadowieniu się na nowym terenie oraz zaspoko jeniu potrzeb egzystencjalnych i uporządkowaniu stosunków z lo kalną ludnością można było przystąpić do realizacji wielkiego pla nu politycznego. Archeologicznie potwierdzony początek tej akcji przypadł na trzecią dekadę X wieku, kiedy rozpoczęto budowę sie ci wielkich grodów skoncentrowanych na niedużej przestrzeni.

Ten zauważalny skok cywilizacyjny objął „wyodrębniony fizjograficz nie obszar Wysoczyzny Gnieźnieńskiej, poszerzony o tereny Rów niny Wrzesińskiej, Wysoczyzny Poznańskiej i Poznańskiego Prze łomu Warty, gdzie obserwujemy bezpośrednie w czasie następstwo fazy D [wczesnopaństwowej] po fazie B [środkowej przedpaństwo wej]” (Kara 2002: 60).

W następnej fazie (IB), około 940 roku, kluczowy gród poznań ski przybrał nową wieloczłonową formę (Kóčka-Krenz 2011: 11–12 i il. 7–8). W wałach o 11-metrowej podstawie umieszczono nowa torską konstrukcję hakową, wzmacniającą poprzeczną stabilność wysokiego obiektu. Na południowe pochodzenie tej ważnej inno wacji budowlanej, która stała się znakiem rozpoznawczym grodów wczesnopiastowskich, zdaje się wskazywać dendrochronologia. To w śląskiej Sławie już u schyłku IX wieku do wzniesienia wałów gro dowych zastosowano belki hakowe (Kolenda 2011: 68).

Aby nadać wizji morawskiej choć pozory historyczności (chronologia archeologiczna jest bowiem solidna), można zaryzykować przypuszczenie, że ten plan realizował Siemomysł, który mógł być synem lub co najmniej bliskim krewnym Świętopełka II Święto pełkowica. Ten ostatni około 900 roku wyemigrował do Bawarii, a potem słuch po nim zaginął. Założenie, że w decydującej walce z Madziarami w 905/906 roku pomagał starszemu bratu Mojmiro wi II, który wcześniej wypędził go z ojczyzny, budzi spore wątpliwości.

Mógł raczej skorzystać z jego klęski i zająć leżący na północy, względnie bezpieczny Ołomuniec, którym jednak wkrótce zainte resowali się rosnący w siłę Czesi. Mniej prawdopodobną wersją wy darzeń jest wycofanie się na północ samego Mojmira II, tym bardziej że istnieją przesłanki, wskazujące na to, że to z jego córką ożenił się najmłodszy syn Arpada, Zultu/Zoltan (Panic 2000: 181, 187, 196).

Nie ma natomiast żadnych podstaw do wnioskowania o losie trze ciego ze Świętopełkowiców – Przecława. A może do Wielkopolski dotarli tylko potomkowie któregoś z nich lub jacyś krewni wszystkich trzech braci?

Hipotezę o przybyciu do Wielkopolski członków dynastii Mojmirowiców silnie wspiera fakt, że jeden z synów Mieszka I nosił imię Świętopełk (Thietmar IV, 57).

Nie mógł to być przypadek, gdyż nadawanie imion dynastycznych było we wczesnym średniowieczu skutecznie reglamentowane, czego dobrym przykładem jest prze myślidzko-piastowski Bolesław, jak też ograniczone do rodu Pia stów imię samego Mieszka. Nadanie jednemu z jego synów imienia jednoznacznie wcześniej związanego z dynastią morawską z pew nością nie było przypadkowe.

Gdybyśmy przyjęli za Thietmarem, że Mieszko w 992 roku umierał jako „trzęsący się starzec”, to moglibyśmy przypuszczać, że urodził się między 920 a 940 rokiem (Strzel czyk 1999b: 67; Labuda 2002: 35).

Gdybyśmy uwzględnili również późną, co prawda, informację zamieszczoną w jednej z wersji tzw. Rocznika małopolskiego, że stało się to już w 920 roku, to mo glibyśmy założyć, że Mieszko był synem Świętopełka II, co doskonale tłumaczyłoby nadanie z kolei jego synowi imienia po dziadku ze strony ojca.

W każdym razie około dwudziestu lat, jakie minęły od klęski Morawian w 906 roku do podjęcia wielkich inwestycji grodowych w Wielkopolsce, to wystarczający czas na rozpoznanie nowego terenu, planowe przesiedlenie się na upatrzony obszar oraz stworze niematerialnych i politycznych podstaw dalszej ekspansji. Taki ciąg zdarzeń, składających się na zakończone sukcesem przeniesienie się w zupełnie inne miejsce jakiegoś rodu, który robi tam karierę poli tyczną, nie byłby ewenementem.

Żeby nie szukać daleko, przypomnijmy jednozdaniową infor mację pochodzącą z traktatu De administrando imperio (w: MPH, t. 1: 37). Konstantyn VII wspomina w nim rodowód księcia bałkań skich Zachlumian Michała, którego dziad Wysz miał przybyć od pogan zamieszkałych „nad rzeką Wisłą, nazywających się Ditzike/ /Licike”.

Co prawda, było to zdarzenie o ponad sto lat wcześniejsze, a kierunek migracji dokładnie odwrotny niż sugerowane prze mieszczenie się Morawian na północ, ale jest to dobra analogia hi storyczna. Tym bardziej że potwierdza możliwość zdobycia przez trzecie pokolenie imigrantów najwyższego statusu politycznego.

Koncepcje o południowym pochodzeniu twórców organizacji terytorialnej w Wielkopolsce formułowano już w okresie badań milenijnych. Z południa bowiem można wyprowadzić „podstawowe dla Piastów wzorce organizacyjno-państwowe, których genezy upa trywano w Wielkich Morawach” (Kara 2009:57, 318).

Szukając kolejnych argumentów na uzasadnienie hipotezy o morawskich ko rzeniach dynastii piastowskiej, można wyliczyć szereg podobieństw między państwem wielkomorawskim a państwem Mieszka:

1. Najważniejsze ośrodki wczesnopiastowskie ulokowano, tak jak ośrodki wielkomorawskie, przy szlakach wodnych jednego do rzecza – dopływu wielkiej rzeki prowadzącej do morza. Tu była to Warta wpadająca do Odry, tam Morawa wpadająca do Dunaju.

2. Podobnie jak centralne grody wielkopolskie, „Ośrodki wiel komorawskie nie były średniowiecznymi miastami powiązanymi rynkowo z rolniczym zapleczem, ale rezydencjami zmilitaryzowa nej elity kontrolującej kompleksowy system redystrybucji” (Štefan 2011: 343).

3. Zarówno państwo wielkopolskie, jak i Wielkie Morawy two rzył dobrze zintegrowany podstawowy obszar domeny dynastycz nej, nadzorowanej przez sieć silnie umocnionych centrów kontroli politycznej, podczas gdy „Wiele z zaanektowanych terytoriów pod legało tylko formalnej zależności” (Macháček 2012: 9; podobnie Štefan 2011: 346).

4. Ani Mojmirowice, ani Mieszko nie bili własnych monet, nie wyemitowali nawet monet prestiżowych, nie mówiąc już o podję ciu prób monetaryzacji rynku, co zmniejszało „zdolność do efek tywnego pobierania podatków, ceł, kar i innych opłat” (Macháček 2012: 10).

5. Wielkie Morawy charakteryzowała „słaba struktura społecz no-gospodarcza oparta na ciągłej ekspansji” (Štefan 2011: 346), gdyż „książęta morawscy pozyskiwali niezbędne zasoby gospodarcze głównie w wyniku intensywnych kampanii militarnych przeciw sąsiednim obszarom” (Macháček 2012: 11), co było też cechą państwa wczesnopiastowskiego.

W obu przypadkach taka strategia do prowadziła do wielkiego kryzysu; następcy Chrobrego zdołali jed nak go przezwyciężyć. Niepewną i bardzo pośrednią wskazówką podejrzewanej moj mirowsko-piastowskiej ciągłości dynastycznej może być zasugero wane niegdyś przez Charlotte Warnke (1980) strategiczne podobieństwo decyzji Świętopełka I, który w 880 roku powierzył swoje państwo papieżowi Janowi VIII, do „darowania” przez Mieszka I civitas Schinesghe papieżowi Janowi XIII w 991–992 roku, co zostało zarejestrowane w dokumencie znanym jako Dagome iudex.

Wskazane analogie uprawdopodabniają hipotezę, że w Wielkopolsce „korzystano z wzorców organizacyjnych państw słowiań skich strefy naddunajskiej (przede wszystkim Wielkie Morawy i Czechy), co sugerują zbieżności w systemie grodów oraz w systemie ich aprowizacji za pośrednictwem rozwiniętej sieci osad wiejskich i produkcyjno-służebnych” (Kara 2009: 285).

Ten ostatni argument nie jest trafny, gdyż „w centrum Wielkich Moraw brak specyficznych zawodowych toponimów wiązanych z tzw. organizacją służebną” (Štefan 2011: 341), którą rozpozna je się w Wielkopolsce.

Ważną różnicę stanowi też brak w państwie Mieszka I wielkich aglomeracji produkcyjno-handlowych, za po mocą których Mojmirowice próbowali „zyskać kontrolę gospodarczą nad społeczeństwem, zneutralizować mechanizmy wyrównujące, zmobilizować bogactwo i oddzielić się od reszty społeczeństwa” (Macháček 2012:17).

***

Identyfikacja morawskich korzeni przodków Mieszka I ułatwia zrozumienie nagłego zawiązania w 965 roku sojuszu przemyślidz ko-piastowskiego.

Małżeństwa wczesnych Przemyślidów wskazują na to, że przed 965 rokiem władcy Czech rozsądnie szukali koligacji na Zachodzie. Drahomira, żona Wratysława I, pochodziła spośród Stodoran/Hawelan. Jego syn Bolesław I ożenił swojego następcę Bolesława II z Bawarką/Angielką, Emmą.

Wydanie Dobrawy za Mieszka było więc odstępstwem od wcześniejszej taktyki i mamy prawo się dziwić, że silny książę chrześcijański, zdolny do podporządkowania sobie całej Kotliny Czeskiej (Matla-Kozłowska 2008, rozdz. I.2), nagle oddał cenną politycznie rękę swojej córki jakiemuś pogańskiemu „barbarzyńcy”, który przysłał dziewosłębów z głębi zasudeckich puszcz.

Jeszcze dziwniejsze jest to, że – jak wynika z najbliższej temu wydarzeniu relacji Thietmara (IV, 55–56) – Mieszkowi nie postawiono nawet warunku ochrzczenia się przed ślubem i dopiero na mowy żony skłoniły go, by „pokajał się […] chrztem świętym, zmywając plamę grzechu pierworodnego”.

Zdumiewa to tym bardziej, że podobno już „W czeskiej krainie pojął on za żonę” Dobrawę (Thietmar IV, 55–56)9. Z jednej strony, trudno wyobrazić sobie, jak mógł wyglądać taki ślub chrześcijanki i poganina. Znamy jednak również inne małżeństwa tego rodzaju, spajające ówczesne alian se międzydynastyczne.

Przypomnijmy, że córka Dobrawy i Mieszka, Świętosława-Gunhilda/Sigrida, została wydana za szwedzkie go „króla” Eryka Zwycięskiego, który co prawda miał ochrzcić się w Danii, ale według Adama z Bremy kultywował w Szwecji pogańskie obyczaje.

O daremnym oporze chrześcijańskiej narzeczonej wspomina autor Powieści minionych lat (a.a. 988), opisując politycz ne negocjacje przed ślubem Włodzimierza kijowskiego z bizantyń ską księżniczką Anną.

Mimo tych analogii matrymonialnych decyzja Bolesława I wydaje się jednak mało zrozumiała. Chęć zawiązania antycesarskiego sojuszu, której domyślają się niektórzy badacze, jest argumentem chybionym. Od 955 roku, kiedy książę praski wsparł militarnie Ottona I w zwycięskiej rozprawie z Madziarami nad rzeką Lech, sto sunki czesko-saskie układały się poprawnie.

Czech nie musiał też obawiać się ataku z północnego zachodu, ponieważ jako półkrwi Stodoranin/Hawelanin utrzymywał zapewne bardzo dobre kontakty z tą częścią Słowiańszczyzny połabskiej, na której tradycyjnie koncentrowała się czeska strategia geopolityczna.

Madziarzy również mu wówczas nie zagrażali, wciąż jeszcze nie podnieśli się bo wiem po druzgocącej klęsce na Lechowym Polu i trzymali się ste pów naddunajskich. Trzeba zatem poszukać innych przyczyn nawiązania przez dwór praski stosunków politycznych z tajemniczym „królem Północy”, pamiętając o tym, że takich decyzji nie podejmowano pochopnie.

Niektórzy historycy podejrzewali więc znacznie wcześniejsze za warcie sojuszu przemyślidzko-piastowskiego, który miałby sięgać aż 929 roku, kiedy to obie dynastie miała połączyć „konieczność zjednoczenia wysiłków” w celu przerwania ekspansji wschodnio frankijskiej (Myśliński 1993: 19). To nieformalne przymierze miały podtrzymywać kolejne saskie wyprawy na Połabie, w których obie dynastie mogły upatrywać zagrożenia (por. rozdz. 8). Należy pamiętać, że każde małżeństwo międzydynastycz ne było tylko ostatnim aktem zatwierdzania ustaleń dotyczących normalizacji dwustronnych relacji.

Również wydanie Dobrawy za Mieszka musiało zostać w Pradze dobrze przemyślane, a decyzja podjęta zgodnie z najlepiej rozumianym interesem dworu czeskie go (por. podrozdz. „Lata 965–984” w rozdz. 8). Jej przyczyny musia ły być poważne, gdyż formalnie rzecz biorąc, to małżeństwo dużo bardziej nobilitowało nieznanego szerzej Mieszka niż zakorzenionych już w cywilizacji chrześcijańskiej Przemyślidów.

Psychologicznie uzasadnionym wytłumaczeniem decyzji o skoligaceniu się z Mieszkiem mogła być ewentualna genealogiczna wiedza Bolesława I o pochodzeniu przodków piastowskiego władcy z jakiegoś znaczącego rodu uciekinierów wielkomorawskich, któ rzy rozproszyli się po klęsce 905/906 roku. Książę praski urodził się wszak przed tą datą, więc musiał znać ze słyszenia losy wschodnich sąsiadów Czech, szczególnie członków monarszej dynastii Mojmirowiców i morawskiej arystokracji, których część prawdopodobnie przeżyła katastrofę militarno-polityczną.

Pewna liczba uciekinierów znalazła schronienie na terenie Czech, gdzie kultywowała pamięć o pierwszej słowiańskiej monarchii i jej władcach. Gdyby, jak to wyżej zasugerowałem, w Wielkopolsce faktycz nie osiedlił się ktoś z monarszego (lub przynajmniej arystokratycz nego) rodu morawskiego, to w Pradze doskonale by o tym wiedzia no.

Jeżeli właśnie w takiej rodzinie urodził się Mieszko I (np. jako wnuk, albo nawet syn Świętopełka II), to miał pozycję wystarczająco dobrą, aby móc poślubić czeską księżniczkę.

Wyjaśniałoby to łatwość, z jaką oddano mu rękę Dobrawy. To rozumowanie moż na wzmocnić, biorąc pod uwagę wielkopolski punkt widzenia. To trwająca ewentualnie w Wielkopolsce piastowska pamięć o połu dniowym rodowodzie przodków sprawiła, że dla Mieszka był to po ważny atut negocjacyjny i że uznawał Czechy za naturalny kierunek poszukiwania kandydatki na żonę. Nie mamy bezpośredniego potwierdzenia takich domysłów, ale znajomość stosunków wczesnośredniowiecznych każe podej rzewać, że w objaśnianiu przyczyn małżeństwa Mieszka I z Do brawą trzeba uwzględniać argument genealogiczny. Pielęgnowanie pamięci o faktycznych tradycjach rodzinnych lub choćby dekla ratywne głoszenie genealogii wyobrażonej były wówczas ważnym elementem układania relacji międzydynastycznych. Status aktual nych władców determinował bowiem w znacznym stopniu status ich przodków, a odwołania do ich realnych bądź wyimaginowanych czynów stanowiły istotny sposób ustalania wzajemnych relacji geo politycznych. W tym miejscu warto jeszcze raz przypomnieć dawny po mysł Stanisława Zakrzewskiego (1925), który podejrzewał, że syn Mieszka I i Ody – Świętopełk (prawdopodobnie zmarły już przed 992 rokiem) mógł otrzymać imię po swoim przypuszczalnym pra pradziadku, Świętopełku I morawskim, zmarłym w 894 roku. W świetle powyższego wywodu w nadaniu Mieszkowicowi tego imienia można widzieć raczej nawiązanie do Świętopełka II Święto pełkowica, o którego losach po 906 roku źródła nie wspominają. Jak wynika z chronologii „pokoleniowej”, mógł on być pradziadkiem, lub wręcz dziadkiem Świętopełka Mieszkowica.

W każdym razie było to pierwsze powtórzenie wielkomorawskiego imienia monarszego, czego oczywiście nie można uznać za przypadek.

W Europie Środkowo-Wschodniej wyraźnie bowiem przestrzegano dynastycz nych monopoli na pewne imiona. W tym kontekście trzeba zwrócić uwagę na imiona dwóch naj starszych synów Mieszka I. Nazwanie Bolesławem pierwszego syna urodzonego przez Dobrawę musiało być w jakiś sposób „wymuszone” w kontrakcie ślubnym, ponieważ było sprzeczne z dość powszechną tradycją nadawania pierworodnym synom imion agnatycznych – po ojczystych dziadach/pradziadach.

Odstępstwo od tego zwyczaju zostało „naprawione” w trakcie drugiego małżeństwa Mieszka – z margrabianką Odą. Ich pierwszy(?) syn otrzymał imię Świętopełk, co można odczytać jako spełnienie dynastyczne go obowiązku utrwalania imion przekazywanych w linii męskiej.

Choć więc po 906 roku „książęta morawscy nie brali udziału (przynajmniej jako samodzielny podmiot polityczny) w wielkiej polityce międzynarodowej” (Panic 2000: 188), to sześćdziesiąt lat później ich przypuszczalny potomek z Wielkopolski wkroczył na geopolityczną scenę Europy Środkowej i skoligacił się z dynastią dawnych czeskich wasali swojego rodu.

Ślub z Dobrawą dowodzi, że Mieszko został w Pradze uznany za równorzędnego partnera w wyobrażonej hierarchii władców środkowoeuropejskich. Zgodę czeskiego księcia na związanie małżeństwem dwóch zachodniosło wiańskich dynastii można zinterpretować jako potwierdzenie sta tusu Mieszka, którego nie tylko własne czyny, ale także osiągnięcia przodków predestynowały do odegrania ważnej roli w geopolityce środkowoeuropejskiej.

Moje podejrzenie dotyczące morawskich korzeni Piastów nasuwa pytanie, dlaczego w Polsce zapomniano o tak chwalebnym po chodzeniu rodzimej dynastii. Dobrym objaśnieniem tego wyma zania morawskiej genealogii z oficjalnej pamięci mogła być chęć ukrycia swojej „obcości”, która przeszkadzałaby w integracji pod danych. Chyba że byłoby to pochodzenie nadprzyrodzone, jak w przypadku Merowingów czy Skjoldungów. Wydaje się, że nachal ne podkreślanie przez Galla rodzimości protoplasty Piasta, będą cego zakorzenionym w lokalnym krajobrazie, uczciwym do szpiku kości chłopem, którego syn otrzymał władzę od samego „ludu”, miało na celu propagandowe zatarcie zupełnie innej prawdy.

Mogło chodzić o wymazanie pamięci o „obcym” pochodzeniu dynastii, której założyciele, co prawda, nie przejęli władzy siłą, lecz dzięki swoim przymiotom „gospodarskim”, mieli jednak kompleks jakiejś nie-swojskości.

W takim przypadku cała genealogia przed mieszkowa stanowiłaby tylko próbę przykrycia faktu, że usunięcie rodzimych Popielidów było skierowanym przeciw lokalnemu przywódcy aktem zewnętrznej agresji, choćby zaakceptowanym później przez mieszkańców ziemi gnieźnieńskiej.

Taki zabieg propagandowy pozwolił przypisać Piastom status odwiecznie rodzimych władców – domini naturales. To czyniło ich „pochodzącymi z tej ziemi” autochtonami w dosłownym znaczeniu tego terminu.

Podobny chwyt propagandowy zastosowali także Przemyślidzi. Ich eponim Přemysl Oráčto przecież również chłop, który zajmował niższą pozycję w hierarchii społecznej od potomków ojca Boemu sa, ale został władcą w wyniku wżenienia się w panującą dynastię.

I w tym przypadku możemy więc mieć do czynienia z propagandową legitymizacją faktycznej wymiany elity rządzącej. W takim ujęciu, przez analogię do Piastów, „można uznać Przemyślidów za jakiś nowo przybyły »obcy« związek rodzinny, który podporządkował sobie wcześniej zasiedziały [ród]” (Albrecht 2010: 16).

O ile według Anonima Galla Mieszka I dzieliły cztery pokolenia od wyjścia jego rodu z własnej ziemi, o tyle pierwszy historyczny władca Czechów, Borzywoj, miał za sobą aż osiem pokoleń, którym dał początek przodek-eponim pochodzenia chłopskiego.

Niemniej jednak Galli Kosmas, tworząc w tym samym czasie dwie wizje (pra)dziejów dwóch sąsiadujących ze sobą i spokrewnionych rodów rządzących, mogli zastosować ten sam zabieg mitograficz ny. Z premedytacją(?) ukształtowali przeszłość tak, aby bardziej „oswoić” obie dynastie i przekonać poddanych o naturalności władzy ich monarchów.

Niestety nie znamy legendy dynastycznej rodu, z którego wy wodzili się władcy Wielkich Moraw – może w niej znaleźlibyśmy wspólne zachodniosłowiańskie korzenie koncepcji praprzodka -chłopa.

—-

Mieszko Pierwszy Tajemniczy, Przemysław Urbańczyk

Dodaj komentarz